Monotonia rzuca się na mózgi, a Levi znów przechodzi trudne dni.
~Rozdział 6~
Złamany
nos Jeana nie był w szkole taką sensacją jak walka na pilniki, ale o niej też
już niewiele osób wspominało. Życie w plastyku znów zaczynało wracać do
codziennej monotonii, która tak bardzo przytłaczała uczniów. Sorka Hanji jak
zwykle zachwycała się najzwyczajniejszymi rzeczami, Levi był zimny i
nieprzyjemny a Auruo przygryzał sobie język.
Znudzony
tym wszystkim Eren leżał po lekcjach plackiem na łóżku, gdy do ich pokoju
zawitał dość rzadko widziany tutaj do tej pory gość, w postaci dziewczyny
jedzącej pieczonego ziemniaka. Brązowowłosy nie raczył jednak nawet na nią spojrzeć,
obrócił się na drugi bok z zamiarem osiągnięcia poziomu mentalnego bakłażana.
- Eren!
Jest sprawa! – rzuciła niczym niezniechęcona Sasha, podchodząc i
bezceremonialnie pakując swój tyłek na łóżko chłopaka.
- Coś
ważnego? – burknął nakrywając głowę poduszką.
- Słyszałam
od starszych klas, że niedługo będzie jakiś ciekawy zlot fanów fantastyki –
wypaliła, szczerząc zęby w uśmiechu.
To w
jakimś stopniu ożywiło chłopaka. Podniósł się do siadu i zaczął nad czymś intensywnie
myśleć.
- Mów
dalej. Kiedy i gdzie to miałoby być? – zapytał, nadal nad czymś zawzięcie
kontemplując.
- W
przyszły weekend w Jelitowie Wielkim. Tylko, że jest problem z noclegiem z
piątku na sobotę. – Dziewczyna spochmurniała na chwilę. – Nie znam nikogo, kto
mógłby mnie przygarnąć.
Zielonookiemu coś zaświtało, więc zaraz rozpromienił
się. Hannes! Co z tego, że był nieźle od niego starszy. Eren przypuszczał, że
facetowi nie przeszkadzałoby użyczenie skrawka podłogi dla dwóch dzieciaków na
jedną noc.
-
Myślę, że jestem w stanie ogarnąć nam nocleg. – Na te słowa chłopaka, oczy
dziewczyny zabłysnęły. Już po chwili Jaeger pisał na telefonie wiadomość do
starego znajomego z pytaniem, czy ten przystanąłby na takie odwiedziny. – Ktoś jeszcze
się wybiera? – zapytał w międzyczasie.
- Z
tego co wiem Christa i Ymir też jadą, ale nocują u kogoś znajomego w innej miejscowości
w pobliżu. – Wzruszyła ramionami. – A co?
- Nic,
chcę po prostu wiedzieć dla ilu osób potrzebuję znaleźć kimę. – Odłożył telefon.
– Póki co wstępnie policzyłem jeszcze Armina, ale pewnie on się nie zabierze.
Jego dziadek raczej mu nie pozwoli, a on nie lubi go okłamywać.
-
Spoko, jak coś będziesz wiedział, to dawaj znać. – Dziewczyny zaraz już w
pokoju nie było.
Kolejne
dni wlekły się jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Do konwentu został tydzień, więc
Eren nie mógł się już doczekać tej wyprawy. Jak przypuszczał, Hannes obiecał
załatwić nocleg u siebie na stancji, a blondynek odmówił wyjazdu, ponieważ jego
dziadek nie chciał mu dać funduszy na tego rodzaju wydatek. Mimo wszystko,
chłopaka nie opuszczał optymizm, w związku z wyprawą.
-
Jaeger, wróć na ziemię. – Cios w głowę zadany dziennikiem definitywnie
przywołał go na ziemię. – Wiem, że w twoim umyśle na pewno jest wiele znacznie
ciekawszych obrazów niż pozujący piegus, ale to jego masz aktualnie rysować, a
nie myśleć o jakichś panienkach. Zrobiłeś mu piersi jak u Pameli Anderson.
Eren
spojrzał na swój brystol, na którym od godziny powinien już widnieć Marco, a
faktycznie, bardziej przypominało to jakąś surrealistyczną wizję transwestyty,
w otoczeniu kilku linii konstrukcyjnych i śladów po wycieraniu gumką. Rivaille skrzywił się niezadowolony, ku jego
nieszczęściu, dla brązowowłosego technika dowolna oznaczał nic innego, jak węgiel.
Nauczyciel
uznał, że dalsza dyskusja z tym niekontaktującym z otoczeniem dzieciakiem nie
ma większego sensu, więc poszedł udzielać korekty pozostałym uczniom. Rzucił
coś na temat pieczątek z ziemniaków jako narzędzia idealnego dla Sashy, gdy ta
znów spożywała swój ulubiony posiłek.
- Na
następne zajęcia weźcie sobie tusz i patyczek do tego, ewentualnie cienki
pędzel, czy piórko. Porobimy szybkie szkice postaci – oznajmił sor, po czym
opuścił klasę, by zanieść dziennik nauczycielowi meblarstwa.
- Znowu
postać? – Christa westchnęła. Widać było, że znacznie lepiej czuła się w
rysowaniu delikatnych martwych natur niż człowieka.
- Chyba
będę rzygać jak tak dalej będzie. – Connie też nie wyglądał na zadowolonego, co
pięknie zademonstrował wydając z siebie do złudzenia realistyczne odgłosy
wymiotowania.
Może reszta
też wtrąciłaby swoje trzy grosze, ale czarnowłosy zdążył wrócić do sali.
Spojrzał z politowaniem na niskiego chłopaka i wykrzywił twarz w grymasie.
- Jeśli
źle się czujesz to bądź tak łaskaw wybrać się do toalety, ale podejrzewam, że
to raczej problemy psychiczne, nie żołądkowe – rzucił tylko nauczyciel. Usiadł
w kącie klasy, przeglądając swoje notatki. Wyglądał na wyjątkowo
niezadowolonego po tej wizycie na meblu, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie
miał zamiaru pytać, co go ugryzło. Chociaż najbardziej prawdopodobną przyczyną
było to, że sorowi nie przypadły do gustu chmury pyłu, unoszące się na
warsztatach i osiadające na wszystkim wokół. Tak, to zapewne było to.
- Na zajęcia
za dwa tygodnie każdy zrobi po dziesięć szkiców postaci, każdy na kartce A3.
Pięć siedzących i drugie tyle stojących – oznajmił, wciąż wertując swój
notesik.
- A będzie
mi sor pozował? – zaśmiał się cicho Eren do Sashy, przekonany, że nauczyciel
tego nie usłyszał. – Tylko pan zmieściłby się w formacie papieru.
Dziewczyna
rysująca obok wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem, a Rivaille wstał i
spokojnie podszedł do brązowowłosego.
W tym
momencie do Erena dotarło to, że właśnie wetknął nie tylko rękę, a wręcz całą
głowę do ula pełnego rozwścieczonych pszczół. Może twarz Leviego nie wyrażała
zbyt wielu emocji, ale jego wzrok nigdy nie ciskał takimi piorunami.
„Drogi
pamiętniczku. Ostatniego dnia mojego życia nauczyłem się, że nie drażni się
swojego profesora, który jest przewrażliwiony na punkcie niewielkiego wzrostu.
Nie wspomina się nawet o tym w żartach, myśląc, że on tego nie słyszy. Mam
nadzieję, że umieszczą ten wpis na epitafium ku mojej pamięci, ku przestrodze.”
Eren miał teraz najdziwaczniejsze myśli swojego marnego życia, które jak
przypuszczał zaraz pożegna w pięknym stylu, przeklęty samym spojrzeniem.
-
Jaeger… Z racji, że sam wyraziłeś chęć ku temu, dostaniesz specjalną pracę
domową. Kiedy inni będą musieli przynieść po dziesięć szkiców, ty masz
pochwalić się całym, okrągłym kilogramem.
Chłopak
wybałuszył oczy ze zdziwienia. Kilogram? Co to w ogóle jest za wyznacznik pracy
domowej…?
- Nie
patrz jak cielę na malowane wrota, to za twoje denne poczucie humoru – Rivaille
warknął niebezpiecznie, zadając Erenowi solidny cios swoim notatnikiem w tył głowy. – Na cienkich kartkach, żeby nie było
kombinowania. Inaczej nie masz co liczyć na coś wyżej niż dwója z rysunku i
malarstwa na semestr.
Chłopak
mruknął coś pod nosem, przeklinając swoją głupotę raz jeszcze i obiecując
sobie, że następnym razem nim palnie coś takiego, obiecuje przed tym strzelić
sobie z całej siły w twarz. Chyba od tej szarej codzienności zapragnął całkowicie bezsensu wywołać kolejną aferę w szkole. Czyżby monotonia do reszty rzuciła mu się na mózg?
~ I po co ci to było? Chcesz by zwracał na
ciebie większą uwagę niż na resztę uczniów, prawda? – Wredny głosik w jego
głowie znów zaczynał się odzywać, głosząc jakieś dzikie teorie.
”Zamknij
się już. Ostatnie czego bym chciał to większe zainteresowanie okazywane przez
sora Leviego” odwarknął mu tylko w myślach, ale zaraz zarumienił się lekko,
zdając sobie sprawę z tego, o jakiej beznadziejnie idiotycznej rzeczy teraz
kontemplował.
-
Dobrze się czujesz? Ziemia do Jaegera. Może za mocno go uderzyłem… - Rivaille
obejrzał zeszyt, wciąż stojąc koło chłopaka, a ten wrócił do świata żywych.
-
Wszystko w porządku – pomachał tylko głową na boki, by pozbyć się różu z
policzków.
Nauczyciel
wzruszył tylko lekko ramionami, najwyraźniej po raz kolejny utwierdzając się w
przekonaniu, że ma po prostu do czynienia z osobą upośledzoną umysłowo, więc
nie warto wnikać w to, co siedziało w jego głowie.
-
Sprzątajcie już. Mam was serdecznie dość na dzisiaj – rzucił rozmasowując sobie
skronie.
Uczniowie
pozbierali swoje klamoty najszybciej jak to możliwe, byle tylko nie dawać
więcej powodów do irytowania Leviego. A Eren wciąż w myślach powtarzał sobie „byle
do piątku”. Ach, gdyby wiedział jak skończ się ten wyjazd to zdecydowanie
wolałby zostać w internacie i robić szkice dla nauczyciela malarstwa.
BONUS. Autorstwa Dimy aka Armina. Odcinek specjalny o tym jak Armin przeżarł się płatkami pod tytułem: Armin i płatki z Biedry
Wielu
uczniów mieszkających w internacie przy ulicy Lipowej lubiło od czasu do czasu
poddać się niewątpliwej rozrywce jaką było narzekanie na zdolności i
kwalifikacje kucharek pracujących w tym przybytku. Nie było to może bardzo
rozwijające, ale na pewno lepsze niż tarzanie się z nudów po podłodze.
- Co za
idiota to wymyślił?! - tego wieczoru to Armin najgłośniej marudził – Po co to
dają, skoro i nikt nie chce tego jeść? No po co ja się pytam? - popatrzył z
wyrzutem na pierwszą osobę, która napatoczyła mu się przed wejściem na schody.
Sasha ścisnęła usta w ciup i nie wiedząc o co chodzi zwiała na stołówkę. Arlert
naprawdę miał dziś parszywy humor.
A tak w
ogóle, to powodem pomstowania blondyna z pierwszej klasy była makrela. Makrela
atlantycka, Scober scombrus. Gatunek ryby z rodziny makrelowatych
występujący w Oceanie Atlantyckim, Morzu Czarnym, Śródziemnym i Bałtyckim.
Zawiera ona w swoich 100 gramach około 275 kalorii i 14,60 gramów białka.
Odłowiona i poddana procesowi uwędzenia, podawana jest w praktycznie każdy
czwartek na kolację w tym konkretnym internacie. Armin tak bardzo na nią
narzekał, ponieważ generalnie nie przepadł za rybami i owocami morza. Na
dodatek w tym tygodniu jego środki finansowe już się wyczerpały i nie miał
żadnej alternatywy kolacji.
- A nie
możesz po prostu zjeść dżemu? Albo nie wiem... - Marco próbował jakoś uciszyć
swojego współlokatora – Chyba ci co nie jedzą ryby dostają serek topiony...
Aa... Racja... - piegusowi przypomniało się, że blondas zebrał w pokoju pokaźną
kolekcję serków topionych i pasztetów, ale nie tych z dziadunia. Nic dziwnego,
że nie mógł już na nie patrzeć.
Nagle Armin
zatrzymał się mniej więcej w połowie schodów z bardzo natchnioną miną. - Jestem
geniuszem. - stwierdził skromnie. Oto właśnie przypomniało mu się, że przecież
miał zachomikowaną na czarną godzinę dużą paczkę płatków czekoladowych z
Biedronki. O opaczności, przeżyje ten wieczór. Eren po chwili namysłu w końcu
stwierdził, że też ma płatki i chętnie je zje. Rybka nie jest lubiana.
Chwilę
później oboje siedzieli z powrotem w pokoju i napawali się zwycięstwem. Nie tak
łatwo jest wysępić mleko od kucharki z wyrazem twarzy jak u mordercy. Teraz
mogli w spokoju spożywać coś zjadliwego. Oczywiście Sasha wpadła w odwiedziny
licząc na coś dobrego.
- Aż w
pytona... - mruknął blondas prostując się i robiąc nieszczęśliwą minę. Od
jakichś piętnastu minut grzebał w swojej szafce nocnej w poszukiwaniu miski.
Niestety nie posiadał niczego takiego. Marco i Jean nie mogli mu pomóc, a Eren
już swojej używał. Na szczęście w tym pokoju można było znaleźć ciekawe rzeczy.
Tym razem była to foremka na ciasto. Taka typowa keksówka. No i mamy miskę, w
której mieści się prawie cała paczka płatków. Żą z rosnącym podziwem patrzył
jak Armin pochłania swoją zastępcza kolację. Może się zagadał z Marco, albo
zapatrzył za bardzo w laptopa, ale wciągnął w siebie całą porcję.
Problem
pojawił się, gdy chciał iść i umyć blaszkę. Wstał i po prostu znieruchomiał.
Wszyscy popatrzyli się na niego ze zdziwieniem
- Ej, co
jest? - zapytał w końcu „ukochany”
Marco. Odpowiedź była krótka, aczkolwiek bardzo treściwa
- Zaraz się
zrzygam. - powiedział zapytany, lekko zieleniejąc na twarzy.
- No bez
przesady. To tylko trochę płatek... - prychnęła Sasha i na potwierdzenie swoich
słów dźgnęła go palcem w brzuch. Niestety Armin nie przesadzał.
I w sumie
nie wiadomo kto miał gorszą noc. Czy Armin i bunt na pokładzie jego żołądka,
czy starsza sorka, która musiała trzymać jego głowę, żeby nie rozwalił sobie
czoła o porcelanę.
Mam nadzieję, że mimo krótkiego rozdziału odcinek specjalny od Armina zrekompensuje długie oczekiwania na rozdział. Miłego!
Z poważaniem Ukeź vel Eren i Dima aka Armin.