.

.

środa, 13 listopada 2013

Rozdział 1

Te oczy mogłyby zabić samym spojrzeniem.

~Rozdział 1~ 

                Pierwszy tydzień w nowej szkole należał do ciężkich okresów w życiu młodego Jaegera. Zdążył już osądzić czy lubi, czy też nienawidzi poszczególnych nauczycieli, jak i uczniów. Czwarte klasy szczególnie dawały się we znaki. Eren nie ośmielił się więcej siąść gdziekolwiek indziej na stołówce, niż w pierwszym segmencie.
                Ale dzisiejszy poniedziałek zapowiadał się do tej pory najgorzej. Nie dość, że chłopak ledwo zdążył na śniadanie, to jeszcze miał spięcie w pokoju. Składy czteroosobowe nie są zbyt komfortowe same w sobie, ale on ewidentnie trafił kiepsko. Cieszył się, że mieszka z Arminem, Marco też był raczej ugodowy i nie narzucał swojej osoby, ale z Jeanem prawie rzucali się sobie do gardeł na każdym kroku. Byle była to tylko faza przejściowa, bo inaczej któryś w końcu nie wytrzyma i zrobi drugiemu krzywdę.
                Jedynym, co go pocieszało w tym wszystkim było to, że dziś po raz pierwszy czekały go zajęcia z malarstwa. W końcu to właśnie dla nich był w tej szkole, czyż nie? Chłopak był wręcz przekonany o tym, że będzie fajnie. Ale czy nie były to złudne nadzieje?
                 - Weź ten kubek ze stolika – mruknął do Jeana, patrząc z niezadowoleniem na rozlaną herbatę. – Znów będziemy mieć brudno, a ja nie będę stołówki sprzątać przez ciebie.
                Jean zignorował to polecenie i skierował się do drzwi.
                - Dziś twoja kolej wynieść śmieci – rzucił przez ramię i zaraz wyszedł z pokoju. Eren zaklął tylko pod nosem i wziął worek, chwilę później sam opuszczając pomieszczenie. Coś mu mówiło, że Jean był zazdrosny o jego siostrę, ale kto go tam wie.  Może po prostu był kretynem.

                Dzwonek obwieścił właśnie koniec długiej przerwy. Cała grupa projektowania zabawek siedziała już w sali od malarstwa, czekając na sora.
                - Ciekawe, jaki będzie ten nauczyciel… - zastanawiał się na głos Armin.
                - Mam nadzieję, że nie będzie zbyt surowy i wymagający – powiedziała cicho drobna blondynka z nadzieją w głosie.
                - Spokojnie, nie powinno być źle, nie martw się Christa – zwrócił się do niej Marco.
                - Ale ja słabo rysuję…
                - Christa, rysujesz pięknie – powiedziała do niej Ymir, piegowata i dość wysoka dziewczyna, obejmując ją ramieniem. – A jak cię skrytykuje to ja się z nim rozprawię – dodała.
                Może spekulowaliby nad tym jeszcze, ale ich domysły zostały przerwane przez kogoś wchodzącego do Sali. Był to dość niski mężczyzna, o niespecjalnie przyjemnym spojrzeniu.  Rzucił okiem na uczniów i podszedł bez słowa do krzesełka. Sprawdził, czy jest na tyle czyste, że nie wstanie w spodniach umazanych w całości farbami, po czym usiadł na nim, dość zamaszyście zakładając jedną nogę na drugą.
                - Witam. Nazywam się Rivaille i będę was uczył rysunku i malarstwa prawdopodobnie przez najbliższe cztery lata – przedstawił się, rozglądając się po uczniach. – Możecie zwracać się do mnie per sorze Levi – dodał.
                Po grupie rozniósł się cichy szmer. Uczniowie z chęcią podzieliliby się ze sobą wszelkimi opiniami na temat profesora, które sobie wyrobili podczas ostatniej minuty. Ale wyglądało na to, że Levi nie miał zamiaru pozwolić im teraz na plotkowanie. Wziął do ręki dziennik, by sprawdzić listę. Wyczytywał po kolei nazwiska, obserwując każdego ucznia przez chwilę.
                - No, to skoro już się poznaliśmy, nie będziemy bezczynnie siedzieć przez cztery godziny.   – Odłożył dziennik i poprawił swoją czarną grzywkę, spadającą mu na czoło. – Macie kartki i coś do rysowania? – zapytał, a kiedy klasa pokiwała głowami dodał – świetnie. Na początek zrobimy sobie szybkie szkice postaci. Ty – zwrócił się do dziewczyny z włosami wysoko spiętymi w kucyk – odłóż tego ziemniaka, pozujesz pierwsza.

                Po trzech godzinach rysunku Eren uznał, że nie ma zielonego pojęcia, co właśnie robi w tej szkole. Chciał żeby profesor go pochwalił, powiedział, że coś robi dobrze… A do tej pory zdążył zjechać go tylko chyba pod każdym możliwym względem.
                - Powiedz mi… Eren, tak? – spojrzał na niego tym swoim wzrokiem, który mógłby zabijać. Brązowowłosy aż się wzdrygnął. – Czy ty w ogóle kiedykolwiek wcześniej trzymałeś ołówek w ręku? – Westchnął zrezygnowany. – W ogóle nie łapiesz proporcji, a ta szyja wygląda jak kołek. – Patrzył na coś, co z założenia miało być szybkim szkicem Armina.
                Jaeger mruknął tylko coś pod nosem, wycierając połowę rysunku. Levi pokręcił z politowaniem głową i podszedł do Christy.
                - Wiesz… Węgiel jest po prostu stworzony dla ciebie. Bo ołówkiem to rysujesz tak, że dosłownie nic nie widać. Odważniej – rzucił. I zaraz robił dalszy obchód po grupie.
                Eren z nadzieją wyczekiwał nadejścia dzwonka i końca czwartej godziny wraz z nim. Dzisiejszy rysunek wcale nie poprawił mu humoru. A tyle sobie po nim obiecywał…
                - Na dziś tyle – oznajmił Rivaille, każąc zejść z kubika Marco. – Na następne zajęcia zróbcie po dziesięć szkiców dłoni każdy. Za prace domowe dostajecie plusy, minusy lub kropki, przeliczane pod koniec semestru na oceny. Dzisiejszych szkiców wam nie ocenię, ale każde następne już tak. I weźcie bloki A3 i coś do rysowania, zrobimy sobie martwą. – Zakończył swój wywód biorąc dziennik i wychodząc z klasy równo z dzwonkiem. Nareszcie koniec…

                Zirytowany Eren dziubał widelcem swój obiad. Nie wyglądał zachęcająco, a mięso konsystencją i smakiem przypominało podeszwę od buta.
                - Eren, coś się stało? – zapytała zmartwiona Mikasa. – Miałeś dziś rysunek, prawda? I jak?        Armin spojrzał na Erena, który tylko coś burknął pod nosem. Mikasa rzuciła blondynkowi pytające spojrzenie.
                - Eee… Profesor chyba nie specjalnie polubił Erena – powiedział wymijająco. – Nie podobały mu się jego prace. Ale to początek, może miał zły dzień czy coś…
                - Nie podobały się? Zjechał mnie całkowicie. – Westchnął zielonooki i odsunął od siebie talerz. – Ten obiad mnie pokonał. Idę do marketu – oznajmił wstając. Odniósł resztki do okienka i opuścił stołówkę.
                W pokoju Eren zastał jednak zjawisko dość dziwne. Aż stanął jak wryty. Zarejestrował właśnie, że Jean całował Marco. Tak najzwyczajniej w świecie. Speszony Jaeger szybko wyszedł z pokoju. A koledzy tak bardzo zajęci sobą nawet nie zwrócili na niego uwagi. W sumie to nawet lepiej…
                Chwilę później brązowowłosy szedł już zamaszystym krokiem w kierunku parku. Po drodze jednak wyhaczył na jednym z osiedli plac zabaw, na którym postanowił się zatrzymać. Huśtał się powoli. Mimo, że usilnie próbował pozbyć się tego z głowy, to wciąż miał przed oczami ten sam widok. Ale w takim razie uznał, że Jean nie był zazdrosny o Mikasę. Chociaż… W sumie ona też mogła mu się podobać. Ale czemu całował się z Marco?
                - Czemu ja w ogóle o ty myślę? Mózgu, za co ty mi to robisz, co? – powiedział sam do siebie, tonem pełnym wyrzutu.
                ~ A może sam chciałbyś czegoś takiego? ~ zapytał jakiś wredny głosik w jego głowie. 
                Eren tylko prychnął pod nosem. No pięknie, nie dość, że ma dziwne myśli, to jeszcze słyszy głowy. Chyba powinien zacząć martwić się o swoje zdrowie psychiczne. Spojrzał na zegarek. Nauka własna za paręnaście minut. Wstał z huśtawki i ruszył z powrotem do internatu.

                Przez kilka najbliższych dni Eren walczył ze sobą, czy powinien powiedzieć Mikasie i Arminowi o tym, co widział. Z drugiej strony, czy to nie była sprawa między Jeanem a Marco? Po co miał się do tego wtrącać? Jednak chciał wiedzieć, jakie zdanie w tej sprawie mieli jego przyjaciele. A aktualnie siedział tylko z nimi w pokoju, więc była okazja do rozmowy.
                - Słuchajcie… Muszę wam coś powiedzieć… - zaczął, a zaraz potem podzielił się z nimi tym, co widział któregoś dnia. Dwójka przyjaciół nie zareagowała jakoś nazbyt entuzjastycznie.
                - Właściwie to czemu to dla ciebie takie wstrząsające? Przecież widać było, że coś jest między nimi – odezwał się obojętnie Armin.
                - Nie interesuj się tym po prostu – poradziła Mikasa, patrząc na chłopaka. Ona sama coś czuła do swojego przyszywanego brata, ale przecież mu o tym nie powie, na pewno nie przy Arminie.
                „Może mają rację? Ale mi to tak utkwiło w głowie… Czemu? Eh, sam się nakręcam, mają rację, to nie moja sprawa” pomyślał. Wziął szkicownik.
                - No dobra. To koniec tematu. A teraz wasze dłonie będą mi pozować, bo muszę zrobić pracę domową na rysunek.



No cóż. Póki co pierwszy rozdział macie za sobą. Na razie jest drętwo i nudno, potem postaram się więcej elementów komediowych do tego dodać i jakoś to rozkręcić. 

3 komentarze:

  1. Puki co jest okey biorę się za kolejny rozdział i zobaczymy jak to będzie. ;p

    Hanajii

    OdpowiedzUsuń
  2. noo moim zdaniem Levi pasowałby do nauczyciela od... HISTORII SZTUKI! Nie wiem jak jest u Ciebie, ale u nas w Tarnowie mamy okropną kobietę, która jest taką podróbą Liwaja jednak może gorszą... I nie wyobrażam sobie nikogo innego na jej miesce XD Ale spoko, czytam dalej :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie z nauczycielem malarstwa trafione idealnie. Nasza nauczycielka malarstwa jest nawet jeszcze bardziej wymagająca niż Levi ; v ;

    OdpowiedzUsuń