.

.

środa, 27 listopada 2013

Rozdział 3

Parówki w termosie.. Wiecznie gorące!

~Rozdział 3~

Motywacja Erena do czegokolwiek prysła jednak niczym bańka mydlana w najbliższym czasie.
                - Historia sztuki mnie pokonuje… - westchnął na przerwie załamany ilością materiału na kolejny sprawdzian. – Nie wyrobię.
                - Usiądź raz wieczorem i się przyłóż, to będzie dobrze – poradził Armin.
                - Łatwo powiedzieć – mruknął tylko.
                Może blondyn miałby jeszcze tysiąc wspaniałych porad, ale zabrzmiał dzwonek na kolejną lekcję. To co teraz…? No tak, podstawy projektowania. Chyba najbardziej demotywująca lekcja. I robiąca wodę z mózgu. Znaczy… O tyle o ile do tego, że każdy w plastyku był dziwakiem, można całkiem szybko przywyknąć, to akurat profesorka prowadząca te lekcje była wybitnie, krótko mówiąc, stuknięta.
                Właśnie oglądała multiplikacje, którą przyniósł jej Eren. Nie żeby coś, ale chłopak nie rozumiał, czemu ta kobieta doszukuje się większego sensu w powielonym kilkakrotnie kawałku jakiejś roślinki.
                - Niesamowite… - powiedziała, teraz rozwodząc się nad fakturą papieru, na którym była wykonana praca. – Skąd masz takie kartki? – zapytała gwałtownie przysuwając się do Jaegera i chwytając go za ramiona. I jeszcze ten dziwny błysk w jej oczach.
                - Eeee… Kupiłem u mnie w sklepie dla plastyków, pani Hanji… - wyjaśnił zaraz młody. W sumie tyle dobrze, że najwyraźniej ta postrzelona nauczycielka w okularach darzyła go jakiegoś rodzaju sympatią. Tylko sposób, w jaki to okazywała był nieco… przerażający. A Eren wciąż miał w głowie pierwsze zajęcia z podstaw projektowania.
                - Hej ty, jak się nazywasz? – zapytała kobieta w okularach, przerywając zaciętą dyskusję między brązowowłosym i blondynem.
                - Ja? – Zielonooki spojrzał na nią, a ta kiwnęła głową. – Nazywam się Eren – powiedział bez większego entuzjazmu, wzruszając ramionami.
                - Naprawdę? Niesamowite… - oczy profesor Hanji zaświeciły się podejrzanie.
                Ale to chyba była ostatnia reakcja, jakiej można się było spodziewać, bo praktycznie każdy wyglądał teraz jakby miał oczy wielkości spodków od filiżanek. Cóż, pani profesor zrobiła dobre wejście…
                - Staraj się większość prac tuszem na nim wykonywać, jest do tego idealny! – Puściła go w końcu i podeszła do pracy Christy. Eren przypuszczał, że przez te wspomnienia wyłączył się na chwilę z lekcji i nie słyszał jej wywodu, ale raczej zbyt wielu ciekawych informacji nie stracił.
                Nie wiedział też, co kobieta mówiła o multiplikacjach Ymir, czy Marco. Nie specjalnie był tym zainteresowany. Siedział, bazgrząc coś na kartce, całkowicie wyłączając się myślami. Zresztą, jak na większości zajęć.
                - SŁUCHAJCIE!  - Dopiero tak donośny głos sorki wyrwał go z innego świata. – Muszę wam coś powiedzieć! – oświadczyła podekscytowana. Najwyraźniej coś jej się przypomniało. Klasa spojrzała na okularnicę w napięciu. – Wymyśliłam nowe danie! – Uśmiechnęła się do nich szeroko.  – Parówki w termosie… Wiecznie gorące! Co o tym sądzicie? – Rozejrzała się po nich wyczekując reakcji na jej niesamowite odkrycie.
                Uczniowie w lekkim osłupieniu rozejrzeli się po sobie. No takich nowości to się na pewno nie spodziewali. Raczej niewielu nauczycieli przedmiotów artystycznych chwali się osiągnięciami kulinarnymi. A szczególnie PARÓWKAMI W TERMOSIE.
                - D-dobry pomysł, sorko – odezwała się w końcu Christa. Odważna. Ale przynajmniej rozładowała napięcie, bo wspaniałomyślna kobieta zaczęła drążyć temat, nie zwracając uwagi na to, że uczniowie nadal siedzieli w lekkim szoku i nie specjalnie słuchali zachwytu nad tym „daniem”.
                Resztę podstaw projektowania przesiedzieli przeglądając zbiory rysunków i innych ćwiczeń oddawanych przez starsze roczniki. Oczywiście w towarzystwie komentarzy od nauczycielki.  Ich grupa nie była jakoś nadzwyczajnie zgrana, ale wszyscy byli zgodni w jednej kwestii. Profesorka Zoe Hanji na pewno miała niezłego bzika i całkiem sporo dziwactw.

                Kolejne lekcje dzisiaj również były w podziale na grupy projektowania zabawek i meblarstwa. Ci z zabawki byli nieźle podekscytowani, bo po raz pierwszy mieli dziś wejść na warsztaty. Niektórych przerażały tutejsze maszyny, ale raczej każdy chciał już w końcu zostawić projekty, a zacząć praktyczną robotę. Jednak profesor Auruo, omawiający BHP przez drugą już godzinę coraz bardziej ich zniechęcał do czegokolwiek.
                - Czyli jeszcze raz. Najpierw sprawdzamy w jednej szafie, potem w drugiej, na wszystkich półkach – powtórzył po raz setny tego dnia, demonstrując poszukiwania. – Patrzę tutaj, jak nie ma na tej, to niżej, na drzwiach też. I widzicie, jest punktak! – Wyciągnął narzędzie, pokazując klasie. – I nie chodzicie do mnie, czy do kolegów i koleżanek. Nie pytacie „gdzie jest punktak?”, tylko sami szukacie. Jasne? – Spojrzał na grupę, a wszyscy pokiwali głowami. – Dopiero, gdy naprawdę go nie znajdziecie, to możecie o to zapyta… - i nie skończył, bo przygryzł sobie język. Sor szybko ulotnił się do innego segmentu warsztatów, zrobić coś z tą przykrą sprawą.
                Ludzie odetchnęli z ulgą. Chwila ciszy. Wszystko byłoby pięknie, ale jakoś nikt nie zwrócił uwagi, że Conniego nie było podczas wykładu o poszukiwaniach. Dopiero teraz chłopak pojawił się w sali, rozglądając wokół.
                - Ej sory, nie wiecie może gdzie jest punktak? – zapytał, na co wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem.
                Tylko, że widząc grobową minę sora od zabawki za plecami Conniego parę sekund później, w pomieszczeniu zapadła kompletna cisza.
                - Co ja mówiłem o takich pytaniach…? – zapytał, zdzielając ucznia listwą po głowie.
                - To był tylko żart… - wtrąciła Sasha, ale szybko umilkła, widząc, że to na nic.
                Connie wysłuchał dodatkowego kazania na temat zadawania idiotycznych pytań, a na warsztatach do końca bloku panowała gęsta atmosfera. Ale wszyscy mieli jedną nadzieję, że na zabawce miękkiej będzie jednak sympatyczniej. Na to jednak poczekają sobie do drugiego semestru. Koszmar jakiś.

                Tydzień dobiegł końca.  Póki co Eren nie przepadał za zostawaniem na jakiekolwiek wolne dni w internacie, bo nudził się tu koszmarnie. Ale przynajmniej mógł zająć się pracą domową z rysunku, bez przymusu taszczenia tego do domu busem.  Zdecydowanie nie należało to do jego ulubionych czynności.
                Jak to było… Profesor Levi kazał im narysować, coś co lubią. A Eren przeklinał w myślach tą pracę domową. Jednak postanowił zrobić jedno. Na pewno nie narysuje czegoś normalnego. Miał koszmarną ochotę zrobić coś, wręcz na złość profesorowi. Skoro ten i tak zawsze go krytykował… To właściwie czemu nie dać mu ku temu konkretnego powodu?
                Wziął kartkę. Przeanalizował w myślach kilka faktów odnośnie Leviego. Co mógł przedstawić? Bałagan? Nie, to nieciekawe. Ale… Praca domowa wykonana suchymi pastelami! Na pewno ciężko będzie nie pobrudzić się choć trochę, gdy weźmie się ją do rąk. Jednak kwestia co na niej będzie, wciąż pozostała nierozstrzygnięta.
                - Armiiiin, czego nie lubi profesor Rivaille poza bałaganem? – zapytał przyjaciela, zajętego uwiecznianiem na rysunku kilku owoców, leżących przed nim na stoliku.  – I poza mną.
                - Hmmm… - Blondyn spojrzał na Erena zamyślony. – Wygląda na kogoś nieprzepadającego za jaskrawymi kolorami – odparł. – Czemu pytasz?

                - Myślę co mu narysować jako pracę domową. Ale już chyba mam pomysł. – Uśmiechnął się do przyjaciela. Tak, już wiedział, co powinno być odpowiednie. Przysunął do siebie opakowanie pasteli i zabrał się do roboty. „Ciekawe, co jutro powie na to sor Levi?” 

wtorek, 19 listopada 2013

Rozdział 2

Uważajcie na pomysły ludzi w internacie. Zawsze.

~Rozdział 2~

                Eren zaczynał powoli odczuwać tą monotonność egzystencji w internacie. Życie od posiłku do posiłku, od weekendu do weekendu. Zwariować z czasem można. Leżał teraz plackiem na łóżku, pełen przekonania, że jeśli nikt nie będzie czegoś od niego chciał w najbliższym czasie, to może najzwyczajniej w świecie nie ruszać się i zdychać w spokoju. Jak to dobrze, że wszyscy współlokatorzy gdzieś sobie poszli.
                - Idź do plastyka, mówili. Będzie fajnie, mówili… - burknął tylko do poduszki.
                Przez cały wrzesień zdążył zorientować się, że nie ma już naprawdę zielonego pojęcia, co właściwie robi w tej szkole. Profesor Levi krytykował wszystko, co robił, albo ironicznie nazywał go „najzdolniejszym z całej wsi”. I nie pomagało to, że Armin czy Mikasa go pocieszali. Eren chciał, by choć raz Rivaille go pochwalił. Czy prosił o tak wiele?
                A tak właściwie to czemu mu tak na tym zależało? Pewnie dlatego, że jakby nie patrzeć, młody podziwiał czarnowłosego w jakiś sposób, mimo, że nauczyciel momentami niesamowicie go irytował.  Z drugiej strony miał jakieś ambicje i nie zadowalało go stanowisko najsłabszego ucznia w grupie.
                W tym momencie do drzwi ktoś zapukał. Eren podniósł głowę i spojrzał na nieznajomą mu twarz w drzwiach.
                - Hej, chcesz może pozować na kółku z rysunku? – zapytał niezidentyfikowany starszy uczeń. – Dostaniesz zrzutę po złotówce od każdego, to chyba bardziej opłacalne niż takie leżenie – zachęcił.
                Chwila zastanowienia. Lepiej zdychać, czy zarobić za samo siedzenie jak kołek? Eren podniósł się do siadu, a zaraz potem wstał.
                - No dobra, mogę iść.
                - Super. -  Trzecioklasista uśmiechnął się do niego.

Chwilę później byli już w Sali od rysunku i malarstwa. W końcu przybył też Rivaille. Zerknął na Erena.
                - To jest dzisiejszy model? – zapytał, a uczniowie pokiwali głowami. – Dobra. W takim razie zdejmuj koszulkę i siadaj tam.  – Wskazał na skrzynkę spoczywającą na podeście.
                Jaeger bez sprzeciwów wykonał polecenie. Chociaż dziwnie było tak sobie rozebrać się do połowy przed całą salą ludzi… I przed profesorem. Wlazł na podest i usiadł. Levi przyglądał mu się przez chwilę, po czym podszedł do niego.
                - Przesuń się nieco w lewo i oprzyj plecami o ścianę. Będzie ci wygodniej – rozkazał, a gdy Eren to zrobił, nauczyciel przesunął jeszcze jego dłonie i stopy, tak by spoczywały w innych miejscach. – Może być. Rysujcie. I nie gadajcie. – Zszedł z podwyższenia.
                Wszystko byłoby pięknie i fajnie, gdyby nie to, że młody poczuł jak coś przewraca mu się w żołądku, przy tej bliskiej obecności profesora przed chwilą. Coś chyba zaczynało mu odbijać.  Przecież to nic takiego. Tylko czemu teraz tak o tym myśli?
                ~ A może… - już zaczynał odzywać się w jego głowie ten wredny głosik.
                „Oj zamknij się” odpowiedział mu w myślach. A winą za te dziwne przewroty w brzuchu obarczył dzisiejszy internacki obiad.  No fajnie. To teraz musi się skupić na czymś innym. Padło na to, co działo się aktualnie w Sali. Przejechał wzrokiem po uczniach. Wszystkie pary oczu przyglądały mu się uważnie. Morderczy wzrok Leviego zresztą też był na nim skupiony. Ale to nie to budziło w Erenie jakiś dziwny niepokój.
                - Sorze… Czuje się obserwowany – powiedział przerywając ciszę panującą w klasie.
                - Tylko jakieś piętnaście osób na ciebie patrzy, no co ty? – Levi rzucił mu poirytowane spojrzenie.
                - Ale nie w sali. Tam, za oknem… - wyjaśnił chłopak.
                Nauczyciel zerknął w stronę szyb i mógłby przysiąc, że przez chwilę widział tam przyklejoną nosem do okna Mikasę. Powiedziałby nawet, że wręcz się śliniła na widok klaty Erena. A może to już tylko wymysł jego wyobraźni. Tak czy inaczej… Raczej dość dziwny przypadek.
                - Zdaje ci się Jaeger. – Spojrzał z powrotem na niego z politowaniem. – Masz jakieś urojenia, dzieciaku.
                Brązowowłosy wolał już więcej się nie odzywać. Jakoś nie chciał wychodzić na jeszcze większego idiotę przed Levim. Ani na osobę chorą psychicznie.  Na pewno to nie postawiłoby go w lepszym świetle w oczach nauczyciela.
                 Po jakimś czasie uczniowie zrobili chwilową przerwę, by model mógł trochę odpocząć. Prawie cała grupa wybyła na papierosa, a Eren przechadzał się bez większego celu po pomieszczeniu. Wbrew pozorom takie siedzenie bez ruchu też nie jest takie wygodne i proste.
                - Dobrze spisujesz się jako model, ale mógłbyś też przyjść, by porysować od czasu do czasu. Nie byłeś na ani jednym kółku do tej pory – rzucił Rivaille, siedzący na jednym z krzesełek pod ścianą.  – Powinieneś więcej rysować.
                Chłopak prychnął tylko cicho. No tak, najlepiej, nawet jak pozuje dostanie wykład na temat swojej beznadziejności. I na co on tu przylazł? A, no tak, zarobić mu się chciało. Było trzeba zdychać w spokoju.
                - Rób jak uważasz – stwierdził tylko na to profesor. – Bo ty jesteś zdolny bachor, ale leniwy. 
                Na to Eren chciał już coś odpowiedzieć, szczerze zdumiony tymi słowami. Bo tak jak się uprzeć, to można było to odebrać, jako komplement swojego rodzaju, prawda? A to już naprawdę coś. Tylko, że akurat wrócili uczniowie i chłopak musiał wrócić do pozowania.
                Reszta kółka minęła już raczej w spokoju. I bez dziwnych gapiów za oknami. Pod koniec ludzie podziękowali Erenowi za pozowanie, wręczając mu symboliczne złotówki za fatygę. Cóż, można powiedzieć, że się opłaciło przyjście tutaj i poświęcenie na to tych dwóch godzin.  Chłopak wrócił do pokoju, gdzie teraz zastał już kompletny skład.  Bez większego zastanowienia podszedł do swojej szafy. Ale gdy tylko ją otworzył o mało, co nie dostał zawału.
                 Jedyne, co zanotował to fakt, że zobaczył jakąś dziwną bladą twarz, gapiącą się na niego. I chwilę później owe coś runęło na niego z tej szafy. Usłyszał jeszcze „o kurwa”, które to jemu się wymknęło z ust. A zaraz potem śmiechy kilku osób.
                - Nie no, Connie, musisz częściej zakładać długą czarną perukę i łazić po szafach z takim makijażem! – stwierdził Jean, dusząc się ze śmiechu. – Eren wygląda jakby miał się zaraz posikać ze strachu!
                Okazało się, że w pokoju było co najmniej parę osób z innych pokoi, które też zwijały się teraz w najlepsze, nawet nie kryjąc swojego rozbawienia.
                - Świetną miałeś minę, nie powiem – powiedziała Sasha.
                - Kretyni – burknął brązowowłosy, ale sam zaczął się śmiać z resztą.  – Byłem jedynym wrobionym, czy ktoś jeszcze oberwał przerażającą „dziewczynką” z szafy?
                - Ponad pół naszego rocznika – wyjaśnił Marco. – Z niektórych zrezygnowaliśmy, martwiąc się o zdrowie Conniego.
                Eren domyślił się, że chodzi o Mikasę. No tak, jego przybranej siostry lepiej nie irytować. Chyba, że chce się na przykład stracić wszystkie zęby, po bliższym spotkaniu swojej twarzy z jej pięścią. Całe szczęście, że czarnowłosa była zawsze po jego stronie. Przynajmniej nie musiał się o takie rzeczy martwić. Chociaż i jemu zdarzało się od niej oberwać z jakiegoś powodu.
                Grupka przyjaciół siedziała potem w najlepsze, grając w makao i rozmawiając o różnego rodzaju głupotach. Jednak całą sielankę przerwał koszmarnie głośny dzwonek na korytarzu, oznajmiający ciszę nocną. Swoją drogą… Co za idiota wymyślił coś takiego?
                - To chyba na tyle. Idę ubrać się w coś normalnego i zmyć to z twarzy. – Connie przeciągnął się i poszedł do swojego pokoju. Niewiele czasu minęło i cała reszta rozeszła się, a w pomieszczeniu został tylko standardowy skład.
                Parę wieczornych czynności i Eren leżał z zamiarem zaśnięcia. Przypomniał sobie o tej „pochwale” od Leviego. Cóż… Skoro tak, to pewnie następnym razem pójdzie na kółko porysować. Chyba w końcu nabrał jakiejś motywacji do czegokolwiek. Za długo jednak o tym nie myślał, bo dość szybko odpłynął w krainę snów.




Kolejny rozdział. Krótszy chyba trochę. I mam wrażenie, że średnio interesujący, ale no trudno. Trzeci pewnie pojawi się niebawem, jak go przepiszę z zeszytu~

środa, 13 listopada 2013

Rozdział 1

Te oczy mogłyby zabić samym spojrzeniem.

~Rozdział 1~ 

                Pierwszy tydzień w nowej szkole należał do ciężkich okresów w życiu młodego Jaegera. Zdążył już osądzić czy lubi, czy też nienawidzi poszczególnych nauczycieli, jak i uczniów. Czwarte klasy szczególnie dawały się we znaki. Eren nie ośmielił się więcej siąść gdziekolwiek indziej na stołówce, niż w pierwszym segmencie.
                Ale dzisiejszy poniedziałek zapowiadał się do tej pory najgorzej. Nie dość, że chłopak ledwo zdążył na śniadanie, to jeszcze miał spięcie w pokoju. Składy czteroosobowe nie są zbyt komfortowe same w sobie, ale on ewidentnie trafił kiepsko. Cieszył się, że mieszka z Arminem, Marco też był raczej ugodowy i nie narzucał swojej osoby, ale z Jeanem prawie rzucali się sobie do gardeł na każdym kroku. Byle była to tylko faza przejściowa, bo inaczej któryś w końcu nie wytrzyma i zrobi drugiemu krzywdę.
                Jedynym, co go pocieszało w tym wszystkim było to, że dziś po raz pierwszy czekały go zajęcia z malarstwa. W końcu to właśnie dla nich był w tej szkole, czyż nie? Chłopak był wręcz przekonany o tym, że będzie fajnie. Ale czy nie były to złudne nadzieje?
                 - Weź ten kubek ze stolika – mruknął do Jeana, patrząc z niezadowoleniem na rozlaną herbatę. – Znów będziemy mieć brudno, a ja nie będę stołówki sprzątać przez ciebie.
                Jean zignorował to polecenie i skierował się do drzwi.
                - Dziś twoja kolej wynieść śmieci – rzucił przez ramię i zaraz wyszedł z pokoju. Eren zaklął tylko pod nosem i wziął worek, chwilę później sam opuszczając pomieszczenie. Coś mu mówiło, że Jean był zazdrosny o jego siostrę, ale kto go tam wie.  Może po prostu był kretynem.

                Dzwonek obwieścił właśnie koniec długiej przerwy. Cała grupa projektowania zabawek siedziała już w sali od malarstwa, czekając na sora.
                - Ciekawe, jaki będzie ten nauczyciel… - zastanawiał się na głos Armin.
                - Mam nadzieję, że nie będzie zbyt surowy i wymagający – powiedziała cicho drobna blondynka z nadzieją w głosie.
                - Spokojnie, nie powinno być źle, nie martw się Christa – zwrócił się do niej Marco.
                - Ale ja słabo rysuję…
                - Christa, rysujesz pięknie – powiedziała do niej Ymir, piegowata i dość wysoka dziewczyna, obejmując ją ramieniem. – A jak cię skrytykuje to ja się z nim rozprawię – dodała.
                Może spekulowaliby nad tym jeszcze, ale ich domysły zostały przerwane przez kogoś wchodzącego do Sali. Był to dość niski mężczyzna, o niespecjalnie przyjemnym spojrzeniu.  Rzucił okiem na uczniów i podszedł bez słowa do krzesełka. Sprawdził, czy jest na tyle czyste, że nie wstanie w spodniach umazanych w całości farbami, po czym usiadł na nim, dość zamaszyście zakładając jedną nogę na drugą.
                - Witam. Nazywam się Rivaille i będę was uczył rysunku i malarstwa prawdopodobnie przez najbliższe cztery lata – przedstawił się, rozglądając się po uczniach. – Możecie zwracać się do mnie per sorze Levi – dodał.
                Po grupie rozniósł się cichy szmer. Uczniowie z chęcią podzieliliby się ze sobą wszelkimi opiniami na temat profesora, które sobie wyrobili podczas ostatniej minuty. Ale wyglądało na to, że Levi nie miał zamiaru pozwolić im teraz na plotkowanie. Wziął do ręki dziennik, by sprawdzić listę. Wyczytywał po kolei nazwiska, obserwując każdego ucznia przez chwilę.
                - No, to skoro już się poznaliśmy, nie będziemy bezczynnie siedzieć przez cztery godziny.   – Odłożył dziennik i poprawił swoją czarną grzywkę, spadającą mu na czoło. – Macie kartki i coś do rysowania? – zapytał, a kiedy klasa pokiwała głowami dodał – świetnie. Na początek zrobimy sobie szybkie szkice postaci. Ty – zwrócił się do dziewczyny z włosami wysoko spiętymi w kucyk – odłóż tego ziemniaka, pozujesz pierwsza.

                Po trzech godzinach rysunku Eren uznał, że nie ma zielonego pojęcia, co właśnie robi w tej szkole. Chciał żeby profesor go pochwalił, powiedział, że coś robi dobrze… A do tej pory zdążył zjechać go tylko chyba pod każdym możliwym względem.
                - Powiedz mi… Eren, tak? – spojrzał na niego tym swoim wzrokiem, który mógłby zabijać. Brązowowłosy aż się wzdrygnął. – Czy ty w ogóle kiedykolwiek wcześniej trzymałeś ołówek w ręku? – Westchnął zrezygnowany. – W ogóle nie łapiesz proporcji, a ta szyja wygląda jak kołek. – Patrzył na coś, co z założenia miało być szybkim szkicem Armina.
                Jaeger mruknął tylko coś pod nosem, wycierając połowę rysunku. Levi pokręcił z politowaniem głową i podszedł do Christy.
                - Wiesz… Węgiel jest po prostu stworzony dla ciebie. Bo ołówkiem to rysujesz tak, że dosłownie nic nie widać. Odważniej – rzucił. I zaraz robił dalszy obchód po grupie.
                Eren z nadzieją wyczekiwał nadejścia dzwonka i końca czwartej godziny wraz z nim. Dzisiejszy rysunek wcale nie poprawił mu humoru. A tyle sobie po nim obiecywał…
                - Na dziś tyle – oznajmił Rivaille, każąc zejść z kubika Marco. – Na następne zajęcia zróbcie po dziesięć szkiców dłoni każdy. Za prace domowe dostajecie plusy, minusy lub kropki, przeliczane pod koniec semestru na oceny. Dzisiejszych szkiców wam nie ocenię, ale każde następne już tak. I weźcie bloki A3 i coś do rysowania, zrobimy sobie martwą. – Zakończył swój wywód biorąc dziennik i wychodząc z klasy równo z dzwonkiem. Nareszcie koniec…

                Zirytowany Eren dziubał widelcem swój obiad. Nie wyglądał zachęcająco, a mięso konsystencją i smakiem przypominało podeszwę od buta.
                - Eren, coś się stało? – zapytała zmartwiona Mikasa. – Miałeś dziś rysunek, prawda? I jak?        Armin spojrzał na Erena, który tylko coś burknął pod nosem. Mikasa rzuciła blondynkowi pytające spojrzenie.
                - Eee… Profesor chyba nie specjalnie polubił Erena – powiedział wymijająco. – Nie podobały mu się jego prace. Ale to początek, może miał zły dzień czy coś…
                - Nie podobały się? Zjechał mnie całkowicie. – Westchnął zielonooki i odsunął od siebie talerz. – Ten obiad mnie pokonał. Idę do marketu – oznajmił wstając. Odniósł resztki do okienka i opuścił stołówkę.
                W pokoju Eren zastał jednak zjawisko dość dziwne. Aż stanął jak wryty. Zarejestrował właśnie, że Jean całował Marco. Tak najzwyczajniej w świecie. Speszony Jaeger szybko wyszedł z pokoju. A koledzy tak bardzo zajęci sobą nawet nie zwrócili na niego uwagi. W sumie to nawet lepiej…
                Chwilę później brązowowłosy szedł już zamaszystym krokiem w kierunku parku. Po drodze jednak wyhaczył na jednym z osiedli plac zabaw, na którym postanowił się zatrzymać. Huśtał się powoli. Mimo, że usilnie próbował pozbyć się tego z głowy, to wciąż miał przed oczami ten sam widok. Ale w takim razie uznał, że Jean nie był zazdrosny o Mikasę. Chociaż… W sumie ona też mogła mu się podobać. Ale czemu całował się z Marco?
                - Czemu ja w ogóle o ty myślę? Mózgu, za co ty mi to robisz, co? – powiedział sam do siebie, tonem pełnym wyrzutu.
                ~ A może sam chciałbyś czegoś takiego? ~ zapytał jakiś wredny głosik w jego głowie. 
                Eren tylko prychnął pod nosem. No pięknie, nie dość, że ma dziwne myśli, to jeszcze słyszy głowy. Chyba powinien zacząć martwić się o swoje zdrowie psychiczne. Spojrzał na zegarek. Nauka własna za paręnaście minut. Wstał z huśtawki i ruszył z powrotem do internatu.

                Przez kilka najbliższych dni Eren walczył ze sobą, czy powinien powiedzieć Mikasie i Arminowi o tym, co widział. Z drugiej strony, czy to nie była sprawa między Jeanem a Marco? Po co miał się do tego wtrącać? Jednak chciał wiedzieć, jakie zdanie w tej sprawie mieli jego przyjaciele. A aktualnie siedział tylko z nimi w pokoju, więc była okazja do rozmowy.
                - Słuchajcie… Muszę wam coś powiedzieć… - zaczął, a zaraz potem podzielił się z nimi tym, co widział któregoś dnia. Dwójka przyjaciół nie zareagowała jakoś nazbyt entuzjastycznie.
                - Właściwie to czemu to dla ciebie takie wstrząsające? Przecież widać było, że coś jest między nimi – odezwał się obojętnie Armin.
                - Nie interesuj się tym po prostu – poradziła Mikasa, patrząc na chłopaka. Ona sama coś czuła do swojego przyszywanego brata, ale przecież mu o tym nie powie, na pewno nie przy Arminie.
                „Może mają rację? Ale mi to tak utkwiło w głowie… Czemu? Eh, sam się nakręcam, mają rację, to nie moja sprawa” pomyślał. Wziął szkicownik.
                - No dobra. To koniec tematu. A teraz wasze dłonie będą mi pozować, bo muszę zrobić pracę domową na rysunek.



No cóż. Póki co pierwszy rozdział macie za sobą. Na razie jest drętwo i nudno, potem postaram się więcej elementów komediowych do tego dodać i jakoś to rozkręcić. 

Prolog

Idź do plastyka, będzie fajnie, mówili. Tam są normalni ludzie, mówili…

~Prolog~

                Eren bębnił nerwowo palcami w szybę samochodu. 31 sierpnia. Dla większości ostatni dzień wakacji. Dla chłopaka czas na kwaterowanie w internacie. Koszmar jakiś..
                Obok brązowowłosego siedziała dziewczyna.  Jego przybrana siostra, Mikasa.  Całe szczęście, że chociaż ma tu ze sobą kogokolwiek znajomego…
                - Nie martwcie się, będzie dobrze – odezwała się w końcu pani Jaeger.  – To czas wypakować rzeczy – dodała, gdy zaparkowała pod internatem.
                Młody miał za to jeszcze większe wątpliwości, widząc jak prezentowała się szkoła. Powybijane i popękane stare okna, rury podwieszane pod sufitem… Bardziej jak zakład pracy niż liceum. Jakoś marnie to wyglądało i raczej nie zachęcało do pozostania tu na najbliższe cztery lata. Z tych rozmyśleń wyrwała go uśmiechnięta twarzyczka, która zaraz pojawiła się tuż przed nim.
                - Znowu w komplecie, co? – zagadał wesoło blondynek.
                - Armin? Miałeś przyjechać dopiero w przyszłym tygodniu. – Eren wyglądał na zdziwionego.
                - Dziadek przywiózł mnie wcześniej, plany się pozmieniały. – Chłopak wzruszył tylko ramionami. – To co? Idziemy się kwaterować?
                - Jasne – przytaknęło jednocześnie przybrane rodzeństwo i ruszyło do internatu, ciągnąc za sobą torby.
                „Plastyku, nadchodzę…” powiedział tylko Jaeger w myślach, a zaraz potem zaczęli rozmawiać z sorką na dyżurce. Nowa szkoła, nowi znajomi, wszystko inne. Ale czy gorsze, czy lepsze?


Notka informacyjna~

Taka tam, garść informacji dotyczących bloga. Żeby uniknąć późniejszych nieporozumień i nerwów, lepiej będzie napisać to i owo.

Po pierwsze. Jest to blog związany z Shingeki no Kyojin, jednak jest to wersja rzeczywistości alternatywnej. Czyli na wstępie wyjaśniam, że nie znajdziecie tu tytanów i latania po budynkach. Jakoś tak.. Naszło mnie na lekcjach by umieścić bohaterów w naszym świecie. A rzecz dzieje się w plastyku. Dziwne rzeczy z tego mogą wyniknąć, żeby nie było, że nie ostrzegałam.
Po drugie. Główny wątek to paring Rivaille (Levi) x Eren. Czyli jeśli razi Cię yaoi, to raczej nie masz tu czego szukać. Chyba, że chcesz potraktować to opowiadanie jako coś w rodzaju parodii na rozluźnienie, czy coś. W końcu nie zawsze można spotkać się z Levim w sali od malarstwa?
Po trzecie. Pisarką jakąś wybitną nie jestem i świetnie zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego nie krzyczcie za błędy. Raczej prosiłabym o spokojne informowanie mnie co robię źle, wtedy postaram się brać to pod uwagę i poprawiać swój styl pisania. Bo logicznie rzecz biorąc, co do Was by bardziej przemówiło? Komentarz pokroju "Ale to beznadziejne, weź nie pisz tego bo nie umiesz", czy "Słabe, dużo błędów interpunkcyjnych i ortograficznych, staraj się zwracać na nie więcej uwagi. Poza tym nie gnaj tak z akcją do przodu." Chyba raczej więcej wyniesiemy z komentarza drugiego typu, prawda?
Po czwarte. Nie bawię się w "dajcie więcej komentarzy, to będzie więcej rozdziałów". Czemu to niby ma służyć? Nie działa to w drugą stronę, to znaczy, nawet jeśli dostanę miliony komentarzy, nie przyspieszy to na przykład ukazania się kolejnego rozdziału, jeśli nie będę miała weny. Ona jest kapryśna, więc będę wrzucać rozdziały, kiedy uznam, że nadają się do publikacji.
Po piąte. Nie gryźć, nie bić, nie zjadać, jeśli coś wam bardzo nie podpasuje w zachowaniu jakiejś postaci. To jednak AU, chociaż będę starała się, by ich charaktery miały choć trochę cech typowych dla bohaterów, to wiadomo, nie zawsze wyjdzie to idealnie. Ale bez obaw, nie zobaczycie tu zarumienionego Leviego, piszczącego jak jakaś panienka. Nawet ja mu takiej krzywdy nie wyrządzę..

Taka myśl. Może w międzyczasie będę wrzucać jakieś OneShoty w innych rzeczywistościach z tym paringiem. Jeśli najdzie mnie na coś pomysł, to jak najbardziej. A i w sumie możecie zarzucać własnymi pomysłami.

Aktualnie chyba tyle, jeśli macie ochotę to zapraszam do czytania~