.

.

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 6

Monotonia rzuca się na mózgi, a Levi znów przechodzi trudne dni.

~Rozdział 6~

                Złamany nos Jeana nie był w szkole taką sensacją jak walka na pilniki, ale o niej też już niewiele osób wspominało. Życie w plastyku znów zaczynało wracać do codziennej monotonii, która tak bardzo przytłaczała uczniów. Sorka Hanji jak zwykle zachwycała się najzwyczajniejszymi rzeczami, Levi był zimny i nieprzyjemny a Auruo przygryzał sobie język.
                Znudzony tym wszystkim Eren leżał po lekcjach plackiem na łóżku, gdy do ich pokoju zawitał dość rzadko widziany tutaj do tej pory gość, w postaci dziewczyny jedzącej pieczonego ziemniaka. Brązowowłosy nie raczył jednak nawet na nią spojrzeć, obrócił się na drugi bok z zamiarem osiągnięcia poziomu mentalnego bakłażana.
                - Eren! Jest sprawa! – rzuciła niczym niezniechęcona Sasha, podchodząc i bezceremonialnie pakując swój tyłek na łóżko chłopaka.
                - Coś ważnego? – burknął nakrywając głowę poduszką.
                - Słyszałam od starszych klas, że niedługo będzie jakiś ciekawy zlot fanów fantastyki – wypaliła, szczerząc zęby w uśmiechu.
                To w jakimś stopniu ożywiło chłopaka. Podniósł się do siadu i zaczął nad czymś intensywnie myśleć.
                - Mów dalej. Kiedy i gdzie to miałoby być? – zapytał, nadal nad czymś zawzięcie kontemplując.
                - W przyszły weekend w Jelitowie Wielkim. Tylko, że jest problem z noclegiem z piątku na sobotę. – Dziewczyna spochmurniała na chwilę. – Nie znam nikogo, kto mógłby mnie przygarnąć.
                 Zielonookiemu coś zaświtało, więc zaraz rozpromienił się. Hannes! Co z tego, że był nieźle od niego starszy. Eren przypuszczał, że facetowi nie przeszkadzałoby użyczenie skrawka podłogi dla dwóch dzieciaków na jedną noc.
                - Myślę, że jestem w stanie ogarnąć nam nocleg. – Na te słowa chłopaka, oczy dziewczyny zabłysnęły. Już po chwili Jaeger pisał na telefonie wiadomość do starego znajomego z pytaniem, czy ten przystanąłby na takie odwiedziny. – Ktoś jeszcze się wybiera? – zapytał w międzyczasie.
                - Z tego co wiem Christa i Ymir też jadą, ale nocują u kogoś znajomego w innej miejscowości w pobliżu. – Wzruszyła ramionami. – A co?
                - Nic, chcę po prostu wiedzieć dla ilu osób potrzebuję znaleźć kimę. – Odłożył telefon. – Póki co wstępnie policzyłem jeszcze Armina, ale pewnie on się nie zabierze. Jego dziadek raczej mu nie pozwoli, a on nie lubi go okłamywać.
                - Spoko, jak coś będziesz wiedział, to dawaj znać. – Dziewczyny zaraz już w pokoju nie było.

                Kolejne dni wlekły się jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Do konwentu został tydzień, więc Eren nie mógł się już doczekać tej wyprawy. Jak przypuszczał, Hannes obiecał załatwić nocleg u siebie na stancji, a blondynek odmówił wyjazdu, ponieważ jego dziadek nie chciał mu dać funduszy na tego rodzaju wydatek. Mimo wszystko, chłopaka nie opuszczał optymizm, w związku z wyprawą.
                - Jaeger, wróć na ziemię. – Cios w głowę zadany dziennikiem definitywnie przywołał go na ziemię. – Wiem, że w twoim umyśle na pewno jest wiele znacznie ciekawszych obrazów niż pozujący piegus, ale to jego masz aktualnie rysować, a nie myśleć o jakichś panienkach. Zrobiłeś mu piersi jak u Pameli Anderson.
                Eren spojrzał na swój brystol, na którym od godziny powinien już widnieć Marco, a faktycznie, bardziej przypominało to jakąś surrealistyczną wizję transwestyty, w otoczeniu kilku linii konstrukcyjnych i śladów po wycieraniu gumką.  Rivaille skrzywił się niezadowolony, ku jego nieszczęściu, dla brązowowłosego technika dowolna oznaczał nic innego, jak węgiel.
                Nauczyciel uznał, że dalsza dyskusja z tym niekontaktującym z otoczeniem dzieciakiem nie ma większego sensu, więc poszedł udzielać korekty pozostałym uczniom. Rzucił coś na temat pieczątek z ziemniaków jako narzędzia idealnego dla Sashy, gdy ta znów spożywała swój ulubiony posiłek.
                - Na następne zajęcia weźcie sobie tusz i patyczek do tego, ewentualnie cienki pędzel, czy piórko. Porobimy szybkie szkice postaci – oznajmił sor, po czym opuścił klasę, by zanieść dziennik nauczycielowi meblarstwa.
                - Znowu postać? – Christa westchnęła. Widać było, że znacznie lepiej czuła się w rysowaniu delikatnych martwych natur niż człowieka.
                - Chyba będę rzygać jak tak dalej będzie. – Connie też nie wyglądał na zadowolonego, co pięknie zademonstrował wydając z siebie do złudzenia realistyczne odgłosy wymiotowania.
                Może reszta też wtrąciłaby swoje trzy grosze, ale czarnowłosy zdążył wrócić do sali. Spojrzał z politowaniem na niskiego chłopaka i wykrzywił twarz w grymasie.
                - Jeśli źle się czujesz to bądź tak łaskaw wybrać się do toalety, ale podejrzewam, że to raczej problemy psychiczne, nie żołądkowe – rzucił tylko nauczyciel. Usiadł w kącie klasy, przeglądając swoje notatki. Wyglądał na wyjątkowo niezadowolonego po tej wizycie na meblu, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie miał zamiaru pytać, co go ugryzło. Chociaż najbardziej prawdopodobną przyczyną było to, że sorowi nie przypadły do gustu chmury pyłu, unoszące się na warsztatach i osiadające na wszystkim wokół. Tak, to zapewne było to.
                - Na zajęcia za dwa tygodnie każdy zrobi po dziesięć szkiców postaci, każdy na kartce A3. Pięć siedzących i drugie tyle stojących – oznajmił, wciąż wertując swój notesik.
                - A będzie mi sor pozował? – zaśmiał się cicho Eren do Sashy, przekonany, że nauczyciel tego nie usłyszał. – Tylko pan zmieściłby się w formacie papieru.
                Dziewczyna rysująca obok wybuchnęła niekontrolowanym śmiechem, a Rivaille wstał i spokojnie podszedł do brązowowłosego.
                W tym momencie do Erena dotarło to, że właśnie wetknął nie tylko rękę, a wręcz całą głowę do ula pełnego rozwścieczonych pszczół. Może twarz Leviego nie wyrażała zbyt wielu emocji, ale jego wzrok nigdy nie ciskał takimi piorunami.
                „Drogi pamiętniczku. Ostatniego dnia mojego życia nauczyłem się, że nie drażni się swojego profesora, który jest przewrażliwiony na punkcie niewielkiego wzrostu. Nie wspomina się nawet o tym w żartach, myśląc, że on tego nie słyszy. Mam nadzieję, że umieszczą ten wpis na epitafium ku mojej pamięci, ku przestrodze.” Eren miał teraz najdziwaczniejsze myśli swojego marnego życia, które jak przypuszczał zaraz pożegna w pięknym stylu, przeklęty samym spojrzeniem.
                - Jaeger… Z racji, że sam wyraziłeś chęć ku temu, dostaniesz specjalną pracę domową. Kiedy inni będą musieli przynieść po dziesięć szkiców, ty masz pochwalić się całym, okrągłym kilogramem.
                Chłopak wybałuszył oczy ze zdziwienia. Kilogram? Co to w ogóle jest za wyznacznik pracy domowej…?
                - Nie patrz jak cielę na malowane wrota, to za twoje denne poczucie humoru – Rivaille warknął niebezpiecznie, zadając Erenowi solidny cios swoim notatnikiem w tył głowy.  – Na cienkich kartkach, żeby nie było kombinowania. Inaczej nie masz co liczyć na coś wyżej niż dwója z rysunku i malarstwa na semestr.
                Chłopak mruknął coś pod nosem, przeklinając swoją głupotę raz jeszcze i obiecując sobie, że następnym razem nim palnie coś takiego, obiecuje przed tym strzelić sobie z całej siły w twarz. Chyba od tej szarej codzienności zapragnął całkowicie bezsensu wywołać kolejną aferę w szkole. Czyżby monotonia do reszty rzuciła mu się na mózg?
                ~ I po co ci to było? Chcesz by zwracał na ciebie większą uwagę niż na resztę uczniów, prawda? – Wredny głosik w jego głowie znów zaczynał się odzywać, głosząc jakieś dzikie teorie.
                ”Zamknij się już. Ostatnie czego bym chciał to większe zainteresowanie okazywane przez sora Leviego” odwarknął mu tylko w myślach, ale zaraz zarumienił się lekko, zdając sobie sprawę z tego, o jakiej beznadziejnie idiotycznej rzeczy teraz kontemplował.
                - Dobrze się czujesz? Ziemia do Jaegera. Może za mocno go uderzyłem… - Rivaille obejrzał zeszyt, wciąż stojąc koło chłopaka, a ten wrócił do świata żywych.
                - Wszystko w porządku – pomachał tylko głową na boki, by pozbyć się różu z policzków.
                Nauczyciel wzruszył tylko lekko ramionami, najwyraźniej po raz kolejny utwierdzając się w przekonaniu, że ma po prostu do czynienia z osobą upośledzoną umysłowo, więc nie warto wnikać w to, co siedziało w jego głowie.
                - Sprzątajcie już. Mam was serdecznie dość na dzisiaj – rzucił rozmasowując sobie skronie.

                Uczniowie pozbierali swoje klamoty najszybciej jak to możliwe, byle tylko nie dawać więcej powodów do irytowania Leviego. A Eren wciąż w myślach powtarzał sobie „byle do piątku”. Ach, gdyby wiedział jak skończ się ten wyjazd to zdecydowanie wolałby zostać w internacie i robić szkice dla nauczyciela malarstwa.



BONUS. Autorstwa Dimy aka Armina. Odcinek specjalny o tym jak Armin przeżarł się płatkami pod tytułem: Armin i płatki z Biedry

            Wielu uczniów mieszkających w internacie przy ulicy Lipowej lubiło od czasu do czasu poddać się niewątpliwej rozrywce jaką było narzekanie na zdolności i kwalifikacje kucharek pracujących w tym przybytku. Nie było to może bardzo rozwijające, ale na pewno lepsze niż tarzanie się z nudów po podłodze.
            - Co za idiota to wymyślił?! - tego wieczoru to Armin najgłośniej marudził – Po co to dają, skoro i nikt nie chce tego jeść? No po co ja się pytam? - popatrzył z wyrzutem na pierwszą osobę, która napatoczyła mu się przed wejściem na schody. Sasha ścisnęła usta w ciup i nie wiedząc o co chodzi zwiała na stołówkę. Arlert naprawdę miał dziś parszywy humor.
            A tak w ogóle, to powodem pomstowania blondyna z pierwszej klasy była makrela. Makrela atlantycka, Scober scombrus. Gatunek ryby z rodziny makrelowatych występujący w Oceanie Atlantyckim, Morzu Czarnym, Śródziemnym i Bałtyckim. Zawiera ona w swoich 100 gramach około 275 kalorii i 14,60 gramów białka. Odłowiona i poddana procesowi uwędzenia, podawana jest w praktycznie każdy czwartek na kolację w tym konkretnym internacie. Armin tak bardzo na nią narzekał, ponieważ generalnie nie przepadł za rybami i owocami morza. Na dodatek w tym tygodniu jego środki finansowe już się wyczerpały i nie miał żadnej alternatywy kolacji.
            - A nie możesz po prostu zjeść dżemu? Albo nie wiem... - Marco próbował jakoś uciszyć swojego współlokatora – Chyba ci co nie jedzą ryby dostają serek topiony... Aa... Racja... - piegusowi przypomniało się, że blondas zebrał w pokoju pokaźną kolekcję serków topionych i pasztetów, ale nie tych z dziadunia. Nic dziwnego, że nie mógł już na nie patrzeć.
            Nagle Armin zatrzymał się mniej więcej w połowie schodów z bardzo natchnioną miną. - Jestem geniuszem. - stwierdził skromnie. Oto właśnie przypomniało mu się, że przecież miał zachomikowaną na czarną godzinę dużą paczkę płatków czekoladowych z Biedronki. O opaczności, przeżyje ten wieczór. Eren po chwili namysłu w końcu stwierdził, że też ma płatki i chętnie je zje. Rybka nie jest lubiana.
            Chwilę później oboje siedzieli z powrotem w pokoju i napawali się zwycięstwem. Nie tak łatwo jest wysępić mleko od kucharki z wyrazem twarzy jak u mordercy. Teraz mogli w spokoju spożywać coś zjadliwego. Oczywiście Sasha wpadła w odwiedziny licząc na coś dobrego.
            - Aż w pytona... - mruknął blondas prostując się i robiąc nieszczęśliwą minę. Od jakichś piętnastu minut grzebał w swojej szafce nocnej w poszukiwaniu miski. Niestety nie posiadał niczego takiego. Marco i Jean nie mogli mu pomóc, a Eren już swojej używał. Na szczęście w tym pokoju można było znaleźć ciekawe rzeczy. Tym razem była to foremka na ciasto. Taka typowa keksówka. No i mamy miskę, w której mieści się prawie cała paczka płatków. Żą z rosnącym podziwem patrzył jak Armin pochłania swoją zastępcza kolację. Może się zagadał z Marco, albo zapatrzył za bardzo w laptopa, ale wciągnął w siebie całą porcję.
            Problem pojawił się, gdy chciał iść i umyć blaszkę. Wstał i po prostu znieruchomiał. Wszyscy popatrzyli się na niego ze zdziwieniem
            - Ej, co jest? - zapytał w końcu  „ukochany” Marco. Odpowiedź była krótka, aczkolwiek bardzo treściwa
            - Zaraz się zrzygam. - powiedział zapytany, lekko zieleniejąc na twarzy.
            - No bez przesady. To tylko trochę płatek... - prychnęła Sasha i na potwierdzenie swoich słów dźgnęła go palcem w brzuch. Niestety Armin nie przesadzał.
            I w sumie nie wiadomo kto miał gorszą noc. Czy Armin i bunt na pokładzie jego żołądka, czy starsza sorka, która musiała trzymać jego głowę, żeby nie rozwalił sobie czoła o porcelanę.



Mam nadzieję, że mimo krótkiego rozdziału odcinek specjalny od Armina zrekompensuje długie oczekiwania na rozdział. Miłego!
Z poważaniem Ukeź vel Eren i Dima aka Armin.

poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 5

Pasztet z dziadunia? Jednego emeryta mniej na świecie.

~Rozdział 5~

                Eren przeklinał w myślach swoją głupotę i mamrotał jakieś przekleństwa pod adresem współlokatora. No co go podkusiło, że zgodził się na tak idiotyczny zakład? Chociaż trzeba przyznać, walka była zacięta, nawet paru drugoklasistów przyszło zobaczyć jak wygląda prawdziwy przykład głupoty wrodzonej. Ostatecznie niewiele brakowało do remisu, ale zielonooki był tym nieszczęśliwcem, którego żołądek wytrzymał te pechowe kilka sekund krócej.
                - No, Jaeger, tam trochę nierówno zasłałeś. – Kirstein przeciągnął się wygodnie na krześle, uśmiechając się tryumfalnie. W odpowiedzi na ten podły wyraz twarzy, w jego kierunku poleciała poduszka, ciśnięta z niezłym impetem, przed którą ledwo zdążył się uchylić. – Ej! Taki był zakład!
                Armin i Marco spojrzeli tylko po sobie porozumiewawczo. Obaj mieli już dość tych ciągłych sporów między kolegami, ale nijak nie mogli załagodzić tego napięcia, powstałego już pierwszego dnia w internacie. Blondyn westchnął tylko i wyszedł na śniadanie, uznając, że walki z wiatrakami nie ma sensu prowadzić, a piegowaty chłopak poszedł w jego ślady, najwyraźniej będąc podobnego zdania.

                Na zabawce twardej brązowowłosy miał już zdecydowanie lepszy nastrój niż rano. Chociażby dlatego, że profesor Auruo się specjalnie nie naprzykrzał, zajęty wycinaniem czegoś dla klas dyplomowych. Skutkowało to tym, że pierwszaki, mówiąc kolokwialnie, mogli się dziś po prostu opieprzać po całości, bez ponoszenia konsekwencji.
                 Z drugiej strony miało to też swoje minusy. Siedzenie jak kołek przez cztery godziny lekcyjne może być dosyć nużące i przy okazji jest też kolejnym powodem do wpadania na kretyńskie pomysły.
                - Stawaj i walcz jak mężczyzna! -  Eren aż odchylił się na krześle, gdy tuż przed jego oczami Connie zaczął wymachiwać pilnikiem. – Tchórzysz, plugawy psie?
                - Ja? Tchórzyłbym? Chyba śnisz dzieciaku. – Jaeger uśmiechnął się, dobywając swej „szabli” i stając na równe nogi. – Pokaż, co potrafisz!
                Między dwoma uczniami rozpoczęła się zacięta walka na pilniki, którą z zainteresowaniem oglądała reszta grupy.
                - Piraci z Karaibów po plastykowemu? – rzucił, ktoś z obserwatorów tego, jakże ambitnego przedstawienia.
                Brązowowłosy wskoczył na jeden ze stołów, a w jego ślady poszedł niższy chłopak. Teraz gdyby ktokolwiek postanowił odwiedzić warsztaty, na pewno mógłby być nieco zaskoczony, lub też, co było bardziej prawdopodobne, pełen chęci mordu na dzieciakach, za to definitywne nieprzestrzeganie obowiązujących zasad BHP.
                Eren obronił się przed kolejnym ciosem, wytrącając Conniemu półokrągły pilnik z ręki. Narzędzie wyleciało w powietrze, po to by zaraz kulturalnie wylądować za oknem. Przy okazji torując sobie drogę, rozbijając jedną z szyb w całkiem efektowny sposób.
                - Cholera… - mruknął przerażony Springer, właśnie w momencie, gdy do sali wparował profesor, przywołany odgłosem tłuczonego szkła.
                 - CO TU SIĘ DZIEJE?! – krzyknął, obrzucając wzrokiem segment warsztatów, w którym aktualnie wszyscy przebywali. Na jego twarzy widać było szczere zdumienie, gdy zarejestrował trzy istotne fakty. Pierwszy, dwóch uczniów stało na stole. Drugi, jeden z nich trzyma pilnik jak szpadę. Trzeci, drugie takie samo narzędzie do obróbki drewna leżało na zewnątrz, a w miejscu, gdzie jeszcze rano była szyba, widniały tylko jej pozostałości. – WY DWAJ, ZŁA- nie skończył, bo znów przygryzł sobie język, jak to miał w zwyczaju.
                Chłopcy jednak zrozumieli, co nauczyciel chciał powiedzieć, więc w tempie natychmiastowym znaleźli się z powrotem na podłodze, jak na cywilizowanych ludzi przystało.
                - Sorze, to ja wytrąciłem Conniemu pilnik, więc to moja wina. – Eren uznał, że albo jest totalnym kretynem, albo życie mu niemiłe (a może jedno i drugie?), ale musiał się przyznać.
                Auruo spojrzał na niego, potem na drugiego podejrzanego.
                - Obaj jesteście tyle samo winni, więc za karę sprzątacie wszystkie szafy z narzędziami po lekcjach – warknął. – A teraz idźcie po kogoś, kto wstawi nową szybę, chyba, że zimą chcecie to zamarznąć.
                Dwa razy im powtarzać nie trzeba. Zmyli się jak najszybciej, na wszelki wypadek, jakby jednak psor zmienił zdanie i zechciał ich zabić, albo przynajmniej wyrządzić im poważne uszczerbki na zdrowiu.

                W ciągu najbliższych dni po szkole zdążyły rozejść się wieści, że na zabawce twardej dziurę w oknie zaklejono kawałkiem płyty pilśniowej, a winowajcami całego incydentu były pierwszaki, bawiące się w piratów z Karaibów. Wbrew obawom dzieciaków, nikt się tym jakoś specjalnie nie przejął, wręcz przeciwnie, Eren był wielce zaskoczony, gdy jakiś wysoki chłopak w cylindrze podszedł do niego i poklepał go po ramieniu.
                - Może to przyspieszy te słynne remonty, zapowiadane co roku – parsknął tylko i puścił mu oczko, by zaraz potem powędrować w swoją stronę.
                No tak, słynna modernizacja szkoły. Ponoć ona miały być wymienione już od ładnych kilku lat, a nadal ani śladu postępu w tej kwestii. Jaeger nie podejrzewałby w ogóle zaczęli cokolwiek robić za jego kadencji, aczkolwiek czas pokaże.
                Jedynym minusem obecnej sytuacji była Mikasa. Stale wyrzucała bratu, że przecież mógł zrobić sobie krzywdę, że takie zachowanie było nierozważne i inne takie. Czasem słuchanie jej było naprawdę nie do zniesienia.  I w takich chwilach dziękował niebiosom, że czarnowłosa jest na meblarstwie.
                - Daj mi już spokój, co? To nic takiego – powiedział w końcu, gdy ćwiczyli na wf-ie odbicia w parach.
                - Mogło ci się coś stać, a wtedy twoja mama... – nie skończyła, bo akurat piłka leciała prosto na nią. Jednak z jej refleksem obyło się bez zbędnych obrażeń.
                - MOŻE KTOŚ DAĆ MIKASĘ? – krzyknął rozbawiony Jean - osobnik, do którego należała ta piłka.
                Pech, że nie zauważył, kto złapał ten pocisk. Żyłka na skroni dziewczyny zapulsowała niebezpiecznie, a każdy o zdrowych zmysłach wiedział, że lepiej dziewczyny nie denerwować. Co prawda poza czepianiem się jej kochanego braciszka, było niewiele rzeczy, które wytrącały ją z równowagi, ale na nieszczęście Kirsteina, należał do nich akurat fakt, że firma produkująca piłki do siatkówki nazywała się tak, jak czarnowłosa.
                Ackerman wycelowała w kolegę z klasy, z idealną precyzją prosto w jego wykrzywioną w uśmiechu twarz, wkładając w to taką siłę, że choćby chłopak bardzo chciał, nie miał szans obronić się przed takim pociskiem. Głośne plaśnięcie i trzask przywołał nauczyciela z kantorka.
                - Sorze! Jean chyba coś złamał! – zameldowała przerażona Christa, gdy ten klął, trzymając się za coraz szybciej puchnący i obficie krwawiący nos. Niezbyt przyjemny widok.
                Erd zareagował w niekoniecznie oczekiwany sposób, mianowicie westchnął tylko i pacnął się otwartą dłonią w czoło. Co w wolnej interpretacji można było odebrać jak przekaz w rodzaju, „czemu te dzieciaki są takie głupie?.
                - Idźcie na przerwę – rozkazał podchodząc do poszkodowanego i zajmując się oględzinami i oceną powstałych szkód. – No, macie wolne, zwiewać i to już – ponaglił.
                Klasie więcej razy powtarzać nie trzeba było, sala gimnastyczna już po chwili świeciła pustkami.

                - Jean, ostrożnie. – Marco siedział obok przyjaciela na kolacji, przyglądając mu się z troską. – Naprawdę nie wygląda to najlepiej – westchnął ciężko, smarując sobie masłem kolejną kromkę chleba.
                - Daj spokój, nic mi nie będzie – burknął tylko Kirstein, patrząc z niesmakiem na tak zwany pasztet dziadunia, który akurat dziś mieli w menu.
                Najwyraźniej wiele osób miało podobne odczucia co do owego posiłku, bo słychać było jedynie wzdychania i marudzenie.
                - Kolejnego emeryta mniej na tym świecie. – Eren przeciągnął się na krześle, a na pytające spojrzenie piegusa dodał, podkreślając przyimek – no w końcu to pasztet z dziadunia.
Jean prychnął tylko pogardliwie, wyrażając w ten sposób, swoje zdanie w tej kwestii. Ten się tym jakoś specjalnie nie przejął, wzruszył tylko ramionami. Już miał zabrać się za odniesienie talerza, gdy w jego główce zrodził się kolejny, genialny pomysł.
- Kto podejmie wyzwanie? – zaczął, uśmiechając się szeroko, gdy koledzy siedzący przy tym samym stoliku spojrzeli na niego pytająco. – Kto zje całą kanapkę z pasztetem, pomidorem, dżemem i ketchupem ten dostanie moje uznanie.
- Mało wam ostatniej kiełbasy było? - Armin tylko pokręcił głową z politowaniem, ale zielonooki zignorował jego komentarz, patrząc wyzywająco na Jeana.
                - Dawaj to. – Chłopak ze złamanym nosem wziął przygotowaną przez brązowowłosego kromkę. – Ale ty też masz to zjeść – zażądał.
                - Nie ma problemu. To, co. Trzy. Dwa. Jeden. START.
                Obaj zaczęli pochłaniać te przepyszne kąski. Aż tak cudowne, że Eren w pierwszej chwili musiał powstrzymać odruch wymiotny, ale w końcu jego pomysł, głupio by było wyjść na cieniasa. Zresztą, wcale nie wyglądało na to, żeby Jeanowi smakowało bardziej.
                Marco z Arminem siedzieli, patrząc na nich i załamując ręce. Zresztą, teraz jeszcze kilka innych osób zwróciło uwagę na tą dwójkę, w tym nawet opuszczający stołówkę czwartacy. Gdy chłopcy przełknęli po ostatnim kęsie, aż odetchnęli z ulgą. Eren spojrzał w sufit i jego wzrok przykuło w tym momencie dziwne zjawisko.
                - Czemu na suficie jest ogórek? – zapytał, zbijając wszystkich wokół z tropu.
                - Pozostałość z tamtego roku, coś w rodzaju pamiątki po absolwentach – zaśmiał się któryś z maturzystów. – Najprawdopodobniej będzie tam na wieki.

                Fakt, nic nie wskazywało na to, że warzywo będzie miało zamiar opuścić swoje aktualne miejsce pobytu w najbliższej przyszłości. Plastykowe wartości dla potomnych. I niech jeszcze raz ktoś powie, że do plastyka idą normalni, tylko wrażliwi artystycznie ludzie. Dobre sobie…

czwartek, 27 marca 2014

Rozdział 4

Sorka Ral wchodzi w bliższe relacje ze ścianą, a Levi ma "te dni".

~Rozdział 4~


                - Apel jest, na salę gimnastyczną! – Dało się słyszeć na korytarzu w poniedziałek tuż przed godziną wychowawczą. – CO TO SĄ ZA BUTY?! PORYSUJESZ PODŁOGĘ! – No cóż, woźna Rico Brzeska jak zwykle sumiennie wywiązywała się ze swoich obowiązków.
                - A ten parkiet taki piękny i niezniszczony – mruknął jakiś trzecioklasista w glanach, ofiara tego szkolnego Strażnika Teksasu.
                Eren wolał nie wnikać, na kogo tym razem konkretnie padło, słysząc potok słów wściekłej sprzątaczki. Cóż, przynajmniej cała reszta osób, których obuwie pozostawiało wiele do życzenia mogła skorzystać na nieszczęściu kolegi i przemknąć niezauważonym.
                Uczniowie przepychali się do pomieszczenia, z zamiarem zajęcia jakiegoś dogodnego miejsca pod ścianą, przez co ścisk był nadzwyczajnie duży.
                - Panie dyrektorze! Ktoś wgniótł sorkę Ral w ścianę! – zameldował jakiś przerażony drugoklasista.
                Biedna Petra była w naprawdę bardzo bliskim położeniu z tym elementem konstrukcyjnym budynku. Dopiero, gdy największy tabun ludzi zdołał wedrzeć się do Sali, profesorce udało się „odkleić”, z głośnym plaśnięciem i wielkim guzem na czole.
                - Sorka lepiej pójdzie po coś zimnego, bo będzie niezła opuchlizna – poradził, ktoś z ostatnich uczniów wbijających się w tłum. Jednak kobieta nie wyglądała teraz na osobę, która może sobie w najlepsze pohasać do kuchni.
                - Może ja coś przyniosę? – zaproponował Eren. W sumie jemu taki układ bardzo odpowiadał, nie przypuszczał, że na apelu usłyszy cokolwiek ciekawego.
                - Byłoby miło z twojej strony – powiedziała wychodząc na korytarz główny i siadając na jednej z rozklekotanych ławek.  Nauczycielka uśmiechnęła się do chłopaka, z czymś w rodzaju ulgi i wdzięczności na twarzy.
                Brązowowłosy uznał, że nie ma na co czekać i pognał do internatu, na stołówkę. Podbiegł do okienka, gdzie spotkał kucharkę, o dość nieprzyjemnym wyrazie twarzy. No ale jak mus, to mus.
                - Ma pani może coś zimnego?  - Kobieta spojrzała na niego jak na wariata, unosząc brwi. – Sorka Ral uderzyła się w głowę, potrzebne coś, żeby opuchlizny nie miała – dodał pospiesznie, przytłoczony tym wzrokiem.
                - Coś się znajdzie – westchnęła, zrozumiawszy w czym rzecz i zniknęła z pola widzenia Erena.
                Może wydawać się nieco dziwnym fakt, że w takiej sytuacji biega się po mrożonki, zamiast iść do pielęgniarki. Jednak starsze klasy od razu uświadomiły pierwszaków, jak to tutaj wygląda. Higienistka jest raz w tygodniu, a tym szczęśliwym dniem niestety nie jest poniedziałek. Także na warsztatach zawsze powtarzało się, że jak ktoś planuje zrobić sobie mniejszą, czy większą krzywdę, to najlepiej niech czyni to we wtorek. Inaczej będzie musiał zadowolić się pomocą medyczną w wersji „z tego co jest pod ręką”.
                Kucharka wróciła niosąc paczkę mrożonego groszku i podała ją uczniowi.
                - Dziękuję bardzo. – Eren zniknął tak szybko, jak się pojawił.
                Niestety w tym szaleńczym pędzie, by wrócić do poszkodowanej jak najprędzej, nie wyrobił się wchodząc w dość ostry zakręt przy schodach i zderzył się z czymś stosunkowo miękkim. Po chwili jednak ten swojego rodzaju amortyzator, odezwał się, a chłopak zdał sobie sprawę z tego, że wpadł na kogoś i to nie byle kogo.
                - Jaeger, możesz mi z łaski swojej wytłumaczyć, czemu wagarujesz i w dodatku rozbijasz się o niewinnych ludzi?  - syknął mężczyzna, mierząc go swym lodowatym spojrzeniem.
                - Muszę zanieść profesorce Ral mrożonki – odpowiedział brązowowłosy bez namysłu, unikając wzroku Leviego.
                - Mrożonki? – Nauczyciel uniósł brwi zdziwiony.
                - Bo pani Petra się uderzyła, a pielęgniarki nie ma. – Chłopak wzruszył ramionami. Ale w duchu ucieszył się, że może jednak mężczyzna nie będzie miał go za jeszcze większego wariata, niż do tej pory. Gdy spojrzał na niego niepewnie, odetchnął z ulgą. Najwyraźniej sor zrozumiał w czym rzecz.
                - W takim razie leć, a my się widzimy po długiej przerwie, na malarstwie.
                Młody nie zamierzał, więc czekać na zbawienie, wyminął profesora, który śledził go wzrokiem i pognał z powrotem pod salę gimnastyczną.

                Uczniowie czekali w ciszy na przybycie profesora. Gdy tylko pojawił się w drzwiach, widać było coś w rodzaju niezadowolenia na jego twarzy. Nie żeby zazwyczaj wyglądał na pełnego radości życia, no ale dziś był ten dzień. Pierwszoroczni mieli rysować węglem, a co to oznacza? Wszystko będzie brudne. Rivaille zdecydowanie nie miał ochoty, by ta banda dzieciaków dostała w ręce tak niszczycielskie narzędzia, ale cóż, choć raz musiał kazać im wykonać coś w tej technice. A im szybciej będzie miał to za sobą, tym lepiej.
                - Żeby nie przedłużać. Rozłóżcie brystole i zacznijcie jakąś martwą. W międzyczasie każdy po kolei z pracą domową do mnie – rozkazał, siadając na uprzednio sprawdzonym krześle. Chociaż czasem bezpieczniejsze wydawało się umiejscowienie na podłodze lub parapecie, no ale mniejsza.
                Eren rysował czekając na swoją kolej w napięciu. W końcu to jego rysunek miał być dla profesora na złość. A ten najwyraźniej nie był w sosie, więc zielonooki nienajlepiej widział swoją przyszłość. Gdy Levi przywołał go gestem ręki, młody wziął kartkę i podszedł do nauczyciela.
                ~ Sam się o to prosiłeś. – Znów ten wredny głosik.
                - No to pokazuj, co tam masz. –  Rivaille złapał kartkę, którą podał mu chłopak i od razu skrzywił się lekko. Suche pastele, kolejne przybory, którymi nie da się pracować czysto, jednak psor nie skomentował tej techniki w żaden sposób. Przyglądał się pracy przez chwilę w ciszy, po czym przeniósł wzrok na Jaegera. – No cóż. To miało być coś, co lubisz rysować, tak? – Uczeń kiwnął głową. – Czyli mam rozumieć, że lubisz rysować moją osobę, jako pokraczną karykaturę przypominającą Hitlerka z płonącymi dziwnymi istotkami wokół? – Zapytał, patrząc na niego z wysoko uniesionymi brwiami.
                Erena zaskoczyła taka reakcja. W sumie, nawet liczył na to, że zirytuje Leviego jakoś bardziej, że chociaż zobaczy ciekawsze emocje na jego twarzy, a tu nic z tego. Tyle przegrać.
                - To miał być swego rodzaju żart – odpowiedział wymijająco, wzruszając ramionami.
                - Cóż, nie wnikam w twoje marne poczucie humoru i ideologię, nie zmienia to jednak faktu, że sam rysunek jest tak czy inaczej słaby. Nie zabieraj się za pastele, jak nie umiesz się nimi posługiwać. – Oddał mu kartkę i wpisał mu kropkę w tabelce z ocenami w notesiku. – Wracaj do pracy – dodał, nie patrząc już nawet na niego.
                To by było tyle z jego genialnego planu. Lekcje wlekły się niemiłosiernie, ale przynajmniej coś pozytywnego młody wyniósł z zajęć. Ot taki fakt, że bardzo podpasowało mu rysowanie węglem, ku wielkiemu niezadowoleniu Leviego.

                - Czy tu kiedykolwiek będzie coś, co da się zjeść? – Niezadowolony Jean, właśnie przeglądał jadłospis. – O, ale na kolację kiełbasa z rusztu – oznajmił tryumfalnie.
                - Tyle ona ma z rusztem wspólnego… - ziewnął Eren, zerkając mu przez ramię na menu.
                - O sam fakt kiełbasy tu chodzi – Kirstein przewrócił oczami, a zaraz uśmiechnął się wrednie. – Podejrzewam, że większość dziewczyn nie będzie jej jeść, więc mamy więcej materiałów żeby urządzić małe zawody.
                - Jakie znowu zawody? – zapytał zdezorientowany niższy z chłopaków.
                - Zjeść, jak najwięcej kiełbasy, a potem na plac zabaw na karuzelę. Wygrywa ten, kto dłużej wytrzyma, zanim się zbełta. Przegrany wynosi śmieci przez tydzień i ścieli łóżko drugiego. Podejmiesz wyzwanie? Czy jesteś zbyt miękki? – Wyszczerzył zęby w uśmiechu i wyciągnął ku niemu dłoń.
                Eren prychnął. Nie ma opcji, żeby odrzucił taką propozycję. Pomijając fakt, jak idiotyczny był to pomysł, to na pewno nie da takiej satysfakcji Jeanowi.
                - Wchodzę w to – przytaknął tylko zielonooki, ściskając dłoń drugiego chłopaka.



No dobra. W końcu, jest czwarty rozdział. Trochę długo musieliście czekać, ale na prawdę miałam koszmarny problem z odnalezieniem go w stertach kart pracy i innych takich. Cóż, przynajmniej jest jeden plus, dwa kolejne mam już napisane na brudno, więc pojawią się zdecydowanie szybciej~

środa, 5 marca 2014

Ogłoszenia parafialne~

TAK, PLANUJĘ NASTĘPNY ROZDZIAŁ
To tak żeby nie odpisywać każdemu osobno. Wiem, że dawno nic nie było, ale musicie mi wybaczyć. Jestem w trochę nieciekawym położeniu, bo akurat matura niebawem, a jeszcze przed nią obrona dyplomu i historia sztuki. Dlatego tak opornie idzie mi przepisanie rozdziału opowiadania. Postaram się wrzucić następny w ten weekend, ale nic nie obiecuję.
Nie zostawię tego bloga, opowiadania, bo jest mi ono jednak w jakimś stopniu bliskie, o to się nie musicie martwić. Niestety cierpliwi też musicie trochę być, jeśli czekacie na to co będzie dalej. Ale spokojnie, mam jakieś półtora rozdziału napisane na kartkach i w zeszytach. Kwestia zebrania tego razem i przepisania, za co się nie mogę zabrać. No ale serio, postaram się zrobić to w ten weekend. W końcu już marzec.
Cóż, trzymajcie się ciepło~